Ostatnio zauważyłam, że rynek zalewany jest wręcz książkami
dla dzieci. Dzieci są traktowane coraz poważniej, nikt nie przeczy temu, że są
one sporą grupą konsumentów. Ale co z tego wynika? Ja do nowinek często odnoszę
się bardzo nieufnie, mam wrażenie, że dużo książek pisze się dla samego pisania
i sprzedawania ich. Jest ich tak wiele, że trudno wyłowić coś naprawdę
wartościowego, czym dziecko się nie znudzi i co będzie służyło jego rozwojowi,
zainteresuje i sprawi radość.
Wydaje mi się, że pozycji klasycznych, takich jak baśnie
Andersena, czy braci Grimm, Alicja w Krainie Czarów lub Małego Księcia nie
trzeba polecać. Posiadanie ich, to chyba tradycja i nad ich niewątpliwą
wartością nie będę się rozpisywać. Do klasyków dołączę ze swojej strony serię o
Mikołajku. Świetne książeczki, które
przypadną do gustu dzieciom, które zaczynają same czytać, a także nieco
starszym. Również twórczość Astrid Lindgren uznaję za lekturę obowiązkową – w
zależności od książki skierowane są one do różnych grup wiekowych, ale raczej
dla dzieci w wieku szkolnym.